d a n e w y j a z d u
55.68 km
51.00 km teren
03:10 h
Pr.śr.:17.58 km/h
Pr.max:81.21 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
W góre: m
Rower:
mtb marathon Gluszyca
Bylo cudnie!
Wyjazd dzieki Karolinie ktora radzila zeby sie nie ogladac na pogode.
Jak jechalismy - 7h (1h korek przez Bydgoszcz) to caly czas lalo. Bylismy w Szczawnie kolo polnocy, rozpakowanie kapiel i do lozka. 6:30 pobudka, sniadanko pakowanie przygotowania, po 8. wyjechalismy 2km za pensjonatem Karolina spytala czy jest Ben Gey, bylem zly ale nie bylo zawrocilismy i zabralem go jak sie pozniej okazalo to bylo bardzo wazne. Po dojedzie zaparkowalismy na mokrej lace i przeszlismy, sie. Okolica naprawde spokojna, ladna, ale nieco wymarla. Male zakupy w sklepie w Lomnicy, zeby nieco ugasic stres ktory narosl po zobaczeniu okolicznych gorek. Po wejsciu na plac gdzie bylo biuro zawodow bylo juz jasne ze bedzie blotko, ludzilem sie ze na trasie go nie bedzie. Duzo picia przed startem wreszcie ruszylismy. Pierwszy podjazd trwal jakies 6km i 30min chyba. To niesamowite jak wolno rosly metry na liczniku. W koncu udalo sie wdrapac na szczyt (praktycznie bez schodzenia z roweru) u gory widok imponujacy, ale wolalem nieco mocniej ruszyc i wyprzedzic troche ludzi. Potem przyjemny zjad i dalej w las, blota coraz wiecej, powolo przykrywalo wszystko. Pogodzilem sie juz z tym ze wszystko bedzie do mycia i prania. Blotko bardzo na trasie podnioslo stopien trudnosci. Miejscami byly to male potoczki. Byla tez masa wyplukanych przez wode miejsc. Jechalo sie super, nie brakowalo moich ulubionych singli. Na jednym podjezdzie ok 30km poczulem ze zaczynaja sie skurcze, pociagnalem jeszcze troche ale wiedzialem juz ze zaraz nie bede mogl jechac. Stanalem i posmarowalem Ben Geyem, rozgrzalo na maxa, az palilo, ale przeszlo. Po jakies 15km ponownie nasmarowalem jedna lydke, ale zrobilem to jadac :) Gdyby nie ben gey to byloby krucho.
Niestety na 48km jakis baran pchal sie na zjezdzie i praktycznie zepchnal mnie z singla zjechalem lekko na bok po chwili wpadlem w duza dziure i wylecialem przez kiere. Deliktwent pojechal dalej. Dojechal na mete moze z 2-3 minuty przede mna. Niektorzy to naprawde nie wiedza kiedy mozna wyprzedzac a kiedy, nie, chwile po tym zjezdzie byl podjazd. Nauczka dla mnie prosta nie puszczac nigdy w takich miejscach isc w zaparte nie zjezdzac.
Podnioslem sie i zabralem licznik (dzieki zawodnikowi Treka Gd bo inaczej pewnie nie zauwazylbym ze wypadl.)
Potem jeszcze zaklinowal sie lancuch w przedniej przerzutce ale dzieki uprzejmosci jednego goscia szybko wyciagnalem go jadac. Pozniej lancuch jeszcze spadl. Jechalem za grupka pod koniec ale ostatni podjazd byl juz bardzo ciezki zrobilem kawalek z buta, potem wsiadlem na rower, widzialem ze ktos sie zbliza, kiedy zaczal sie asfaltowy zjad przed meta powiedzialem sobie ze miejsca nie oddam. Dalem duzo z siebie, nie bralem pod uwage tego ze asfalt jest mokry, gdy spojrzalem na licznik zobaczylem 81km/h! odpuscilem i dobrze bo zaraz byl zakret ktory biorac ponad 65km/h troche ryzykowalem. Dodatkowo mimo ze maraton to impreza zamknieta, to jakies auto zawsze sie moze napatoczyc.
Wrazenia fajne. Wjechalem na mete, caly od blota. Spotkanie z Karolina i Zuzia ktore mialy niezly ubaw ze jestem taki brudny, umycie rowerka i do pensjonatu :)
Czas 03:14:37
V-Max: 81.21km/h (mokry asfalt z gory na finiszu)
DST: 55-56km
Przewyższenia: ~1800m
Miejsce: 74/240 Open, 35/81 M2
Kategoria Maratony, Długie, Vmax